poniedziałek, 2 lipca 2018

Sausage Party


Tytuł: Sausage Party

Rok premiery: 2016r.

Produkcja: USA

Reżyseria: Conrad Vernon, Greg Tiernan

Scenariusz: Evan Goldberg, Ariel Shaffir, Seth Rogen, Kyle Hunter

Gatunek: Komedia, Animacja












      Częściej chyba nie da rady zamieszczać. To jednak trzecia wersja recenzji, poprzednie niestety nie nadawały się do zamieszczenia. Podobnie, jak ten film nie nadaje się do oglądania przez nieznoszących obleśnych żartów i mających jakiekolwiek poczucie estetyki.
      Filmy animowane nieodmiennie kojarzą się z kinem dla dzieci. Prawda, zdarzają się wyjątki dla bardziej wyrośniętego widza, jak na przykład Katedra, Paperman, Persepolis, Beowulf czy wszelkie animacje Tima Burtona. Tych filmów dziecko w pełni nie zrozumie (Miasteczko Halloween oglądałem pierwszy raz jako szczyl, i dopiero po latach zrozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi), a czasem przez treści w nich zawarte w ogóle nie nadają się do oglądania przez młodocianego widza.
      Z Sausage Party jest ten problem, że nie nadaje się ani dla widza młodego, ani dorosłego. Dziecko nie zrozumie, dostanie zupełnie niepotrzebną lekcję wychowania seksualnego i nauczy się dość finezyjnie przeklinać, dorosły zrozumie aż za bardzo, że choć starano się przemycić do filmu problem wiary, miłości i oddania, rasizmu w różnych wydaniach, wynik końcowy jest w najlepszym wypadku obleśny, w najgorszym- obrazoburczy, i to nie w kontekście awangardy.
SPOILER ALERT!
      Fabuła rozpoczyna się w supermarkecie Shopwell's. Wszystkie produkty rozpoczynają dzień od wesołej piosenki opowiadającej o życiu w sklepie i o "Cud Nieznanym", mitycznej krainie, gdzie trafiają wszystkie produkty kupione przez wspaniałych bogów, czyli klientów. Gdy już przejdą przez drzwi sklepu na światło słońca, mogą ze swoimi cudotwórcami spędzić szczęśliwe, dostatnie życie.
      W tych właśnie okolicznościach poznajemy głównych bohaterów, parówki Franka i Carla, bułkę Brendę, później do gromadki dochodzą jeszcze bajgiel Sammy i lawasz Lawasz(tak, wiem, oryginalne). Frank i Brenda nie mogą się doczekać, aż oboje zostaną wybrani przez bogów, by razem mogli spędzić życie na... No właśnie, nie da się dalej opowiadać o fabule, nie wspominając o żartach. A te są paskudne, obleśne i... Dalej sobie dopowiedzcie. Wszystkie żarty opierają się o seks i wulgaryzmy. Frank i Brenda stykają się przez opakowania palcami, wydając ekstatyczne jęki, co i rusz w twarz widza rzucany jest tekst o wkładaniu czegoś w coś, wciskaniu, wlewaniu... Łapiecie schemat?
      Z powodu przewróconego przez przypadek wózka( tutaj jedna z niewielu scen, które mi się podobały, wyjęta żywcem z Szeregowca Ryana, gdzie w mącznym pyle jedzenie słania się ranne, niektórzy opłakują rannych bądź szaleją, nie wiedząc co się dzieje) Frank i Brenda muszą uciekać, najpierw przed ekipą sprzątającą, a później przed ich Nemesis, Czyli płynem do higieny intymnej.
Tak. W tym momencie mógłbym z powodzeniem zakończyć recenzję.
      Carl trafia jednak do Cud Nieznanego, gdzie okazuje się(sic!) że jedzenie jest zjadane, i wyrusza, by uratować przyjaciela i jego bułeczkę i pokazać wszystkim produktom, że tak naprawdę idą na rzeź.
      Long story short- po przebrnięciu przez hałdy tekstów o zabarwieniu seksualnych(albo raczej nurzających się w obleśnym sosie z żartów i niedwuznacznych scen) dochodzimy do wielkiej bitwy pomiędzy pracownikami i klientami a jedzeniem. Ludzi giną(nie, nie uciekają, a zostają zabici przez jedzenie, przerażająca wizja) a wszystkie produkty, wolne od tyranii rozpoczynają orgię. Tak, orgię.
      Jakimś cudem udało się twórcom namówić do użyczenia swoich głosów takich aktorów jak Edward Norton czy Salma Hayek. Może nie wiedzieli, na co się piszą? Albo wisieli komuś przysługę?
      Prawda, film ma kilka dobrych scen, ale to tylko chwile w prawie półtoragodzinnym barachle. Zawyżam (a raczej biorąc pod uwagę, że do oceny stosuję skalę oceny bólu, zaniżam) ocenę za piosenkę Meat Loafa, rzeczywiście śpiewaną przez plaster mięsa. Śmiechłem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz